23 grudnia 1915 r., do Gliwic dotarly zyczenia swiateczno-noworoczne z Irkucka. Przyslal je Wincenty Stempniewicz, wlasciciel interesu zegarmistrzowskiego Urania z ul. Bytomskiej 7. Stempniewicz zostal zaciagniety pod bron i bral udzial w wojnie przeciwko Rosji. Ale wszelki slad po nim zaginal. Wysylane przez rodzine listy wracaly, on tez nie dawal znaku zycia. I nagle, i to nie do domu, ale do firmy, nadeszly zyczenia: "Serdeczne pozdrowienia swiateczne. Szczesliwego nowego roku i trafionych zakupów zyczy swym odbiorcom zawsze zyczliwy Wincenty Stempniewicz. Jestem w rosyjskiej niewoli, ale mój interes nadal prosperuje". To sie nazywa miec glowe na karku.
Stempniewicz zostal zaciagniety pod bron i bral udzial w wojnie przeciwko Rosji. Ale wszelki slad po nim zaginal. Wysylane przez rodzine listy wracaly, on tez nie dawal znaku zycia. I nagle, i to nie do domu, ale do firmy, nadeszly zyczenia: "Serdeczne pozdrowienia swiateczne. Szczesliwego nowego roku i trafionych zakupów zyczy swym odbiorcom zawsze zyczliwy Wincenty Stempniewicz. Jestem w rosyjskiej niewoli, ale mój interes nadal prosperuje". To sie nazywa miec glowe na karku