Teraz na miedzymurzu staly ich juz setki. Jak tylko przystawiano drabine, 
obroncy próbowali ja przewrócic. I z pewnoscia nie udaloby sie zadnemu 
wrogowi na nia wspiac, gdyby nie chodzilo tu o tak bojowy i walkach 
wypróbowany lud Mansfelda. Przy kazdej drabinie stalo trzech zolnierzy. 
Kiedy jeden szykowal sie do wejscia na nia, pozostali dwaj ustawiali sie 
obok z muszkietami gotowymi do strzalu. Ich kule powalaly na ziemie 
kazdego, który próbowal drabine przewrócic. Jako pierwszego kule
dopadly czeladnika Schymure od kowala Wisora. Nie nosil zadnej strzelby.
Jako jedyna bron jego ciezkie rece trzymaly kowalski mlot. Zaraz na poczatku 
ataku jako jeden z pierwszych wyszedl zza chroniacego go murka i oczekiwal 
na wroga na ganku obronnym. Kiedy pierwsza drabine przystawiono akurat 
obok niego, odrzucil mlot na bok, zeby drabine przewrócic. Juz chwycil ja 
i pociagnal do góry. Zolnierz, który sie po niej wspinal, spadl na dól jak
worek . Ale w tym samym momencie nasz czeladnik kowalski drabine wypuscil;
wyprostowal sie w góre i upadl bezglosnie z powrotem na ganek obronny. 
Kowal Wisor, który zaraz doskoczyl, nie mial juz nic innego do zrobienia, 
jak tylko zamknac swemu wiernemu czeladnikowi oczy. W czole jego byla 
okragla, wielka dziura, wybita przez kule wrogiego zolnierza. >>Przeklete 
swinie,<< mruczal majster, >> nie pozostane wam w niczym dluzny<<. Obroncy 
drogo zaplacili, zanim zaniechali prób przewracania drabin. Gdzie tylko 
jakas reka chwytala za drabine, najczesciej w tym samym momencie slychac 
bylo krzyk trafionego. Ale ta nauka nie poszla przynajmniej na marne i
obroncy ostroznie sie znowu pochowali. Tak wiec napastnicy mogli teraz bez
przeszkód wspinac sie po drabinach. Ale biada temu, kto wylanial sie zza
krawedzi muru. Jak blyskawice swistaly wtedy cepy i miecze nad ich glowami, 
tak ze glowy tak samo szybko znikaly jak przyszly. Ale co pomoglo to cale 
mestwo przy tej potwornej przewadze nieprzyjaciól ? Chociazby setki z nich 
sie potopilo, natychmiast tyle samo stalo na ich miejsce. Poniewaz obroncy 
byli calkowicie zajeci obrona przed wrogiem na murach, Malenstein mógl 
bez przeszkód przeprowadzic wszystkie jego sily przez wal i fose. A bylo 
ich ponad dziesiec tysiecy. I ta potezna armia wyposazona we wszystkie 
nowoczesne bronie, byla dowodzona przez najsmielszego i najmezniejszego 
wodza tych czasów. Stal na wozie oddalony piecdziesiat metrów od bramy 
raciborskiej. Jego ostrym oczom nie uszlo nic. Zadna slaba strona 
przeciwnika ani zadne slabosci wlasnych wojsk. Bezustannie wydawal 
rozkazy. Oblicze mial ponure. Mieszkancy Gliwic
stwarzali mu wiecej problemów, niz 
przypuszczal. Jego poglad, ze juz bombardowanie wystarczy, aby zlamac opór, 
okazal sie zludny. A teraz jeszcze ci mezczyzni broniacy sie na murze jak 
diably ! 
Gniewnie tupnal noga i zwrócil sie do otaczajacych go oficerów:
>> Czyz zwerbowalem tchórzliwe baby i niewiasty albo zolnierzy ? Panowie, 
prosze osobiscie pokierowac natarciem ! <<