» Home  » Galerio  » Maszkety  » Legyndy  » Schönwald  » Biblia  » Szosyje  » Downo  »  
5

... a na drugi dzien


Tak jak we wczoraj, komendant znowu stal na straznicy przy bramie
raciborskiej i obserwowal kazdy ruch wroga. Równiez dzis przekazal swoim
ludziom dokladne zasady postepowania: przed wrogiem musza sie wszyscy
dobrze oslaniac; nie wolno strzelac, zanim wróg nie wejdzie na wal obronny.
Dla kobiet byly wyjatkowo szczególowe polecenia, w których okreslil
dokladny moment ich wprowadzenia do walki. Zaraz, gdy rozpoczela sie
pierwsza fala ataków wroga, komendant zdal sobie sprawe, ze tym razem
walka bedzie jeszcze trudniesza i krwawsza, niz poprzedniego dnia.
Nieprzyjaciele próbowali przedostac sie przez wal obronny w osmiu róznych
miejscach. Ledwo go osigneli, komendant wydal rozkaz rozpoczecia ognia z
muszkietów. I znowu duza liczba napastników wpadla niezywa lub zraniona do
fosy. Ale wiekszosci udalo sie jednak osiagnac miedzymurze i ustawic
drabiny do szturmu. Jesli najezdzcy wierzyli, ze dzisiaj przy drugim ataku
beda mieli latwe zadanie, ze napotkaja zalamana i zmeczona obrone, to
rzeczywistosc pokazala, ze sie starszlie mylili. Pelni zapalu i nieustraszenie
stali mezowie, którzy poprzedniego dnia wiele sie w walce nauczyli, schyleni
za ochronnym murkiem. Jak tylko nieprzyjciele wdrapali sie po drabinach,
ze swistem spadaly na nich potezne uderzenia mieczów i mlotów. Kiedy jednak
po godzinie wieksza czesc wrogich zolnierzy stala na dziedzincu, sytuacja
obronców stala sie znowu powazna. Komendant ciagle jeszcze nie dawal
rozkazu do walki kobietom. Mialy one wkroczyc na plan dopiero w decydujacym
momencie. Tymczasen niektórzy napastnicy umocnili juz swoje pozycje na
murze. I znów wywiazala sie mordercza, bezposrednia walka. Mezczyzni
walczacy o swoje rodzinne miasto, dokonywali prawdziwych cudów
walecznosci. Szczególnie rajca miejski Marcin Strzoda bil sie jak lew.
Za kazdym razem, gdy jego szeroki miecz zablyszczal w powietrzu, padal na
ziemie którys z wrogów, by sie juz nigdy nie podniesc. Rajca wygladal
strasznie. Jedna z kul drasnela go w czolo. Twarz i odzienie splywaly
krwia. Ale jego pogarda dla smierci i mestwo pociagnely za nim innych.
Byla juz ósma a zolnierze Mansfelda nie osiagneli jeszcze decydujacego
sukcesu. Ale zatrwazajace pytanie brzmialo: jak dlugo jeszcze? Liczba
nacierajacych nie zmniejszala sie. Powstajace straty byly ciagle uzupelniane
przez swierze, niespozyte sily. Zupelnie inaczej wygladalo to u obronców!
Wszyscy mezczyzni potrafiacy wladac bronia, stali na murach. Zadnych rezerw
juz nie bylo. Braków nie dalo sie wypelniac. A te byly w tej juz dwie godziny
toczacej sie bitwie bardzo duze. Cechy szewców i piekarzy , które walczyly
ramie w ramie, stracily przez smierc i rany juz siedemnastu mezczyzn.

 

Nie lepiej wygladalo tez w pozostalych czesciach obwarowan. Wielu dzielnym,
radujacym sie juz na zwyciestwo obroncom, bron wypadla z reki na zawsze.
Komendant miasta widzial, ze teraz nadszedl moment, kiedy kobiety mogly
pokazac, iz powaznie traktuja swój udzial w walce. Skinal na swego adiutanta.
Ten oddalil sie szybkim krokiem. Wkótce potem zadudnily dzwony kosciola
Wszystkich Swietych. Ledwo co przebrzmial pierwszy ton, ze wszystkich ulic i
zaulków pospieszyly setki kobiet i dziewczat w kierunku murów. W ich rekach
trzymaly dziwne naczynia. Wszystkie one byly wypelnione po brzegi wrzaca
kaszka jaglana. Blyskawicznie wdrapaly sie na drabiny. Juz staly na ganku
obronnym i gdzie tylko spoza blanku wystawala drabina albo nawet widoczna
byla glowa nieprzyjaciela, kobiety szybko robily swoje. Jak strumien lawy
polala sie na glowy, ramiona i rece nacierajacych goraca breja, tak ze
krzykiem i jekiem spadali na miedzymurze.To nagle i mocne wejscie do walki
setek gliwickich kobiet, zmienilo za jednym zamachem sytuacje na korzysc
obronców. Jesli jeszcze przed chwila polozenie Gliwic wydawalo sie byc
niemal beznadziejne, to teraz zwyciestwo bylo prawie pewne.
Nieprzyjacielskimwojskiem zawladnela wielka panika. Przestali myslec o
dalszym natarciu i walce. Nie pomogly zadne przeklenstwa i grozby dowódców.
Nawet interwencja wyzszych oficerów byla na darmo. Kto z napastników uszedl
bez szwanku, biegl wzdluz miedzymurza, by znalezc wyjscie przez waly poza
miasto. Ale równiez wielu z nich musialo ta próbe ucieczki przyplacic zyciem,
bo z murów nieprzerwanie spadala na wroga smierc i zaglada. Wszyscy
mezczyzni i kobiety miasta, którzy tylko potrafili poruszac rekami, stali
na murze i rzucali w dól na zolnierzy kamienie, belki i wrzatek. Juz o
dziesiatej miedzymurze bylo oczyszczone z wrogich wojsk. Co tam jeszcze
pozostalo, to zabici, ranni i zalosnie poparzeni. Miasto wypelnila
nieopisana radosc. Z radosnym sercem chodzil komendant wsród szeregów
kobiet i mezczyzn. Dla wszystkich znalazl slowo uznania i podziekowania.
Ale zawsze wiazal z tym przestroge, by pozostawac czujnym i gotowym do
walki. Komendant liczyl jeszcze z ponownym atakiem Mansfelda. Znal dobrze
tego starego wojaka i wiedzial, ze ten chocby z ambicji zrobi wszystko,
by miasto jednak pokonac. Ale równiez przy trzeciej próbie byloby to
bardzo trudne. A duzo czasu by mu nie pozostalo. Ksiaze Friedlandzki nie
mógl byc juz daleko. Za wszelka cene trzeba bylo jeszcze pare dni
przetrzymac. Tym piekniejszy byloby wtedy ostateczne zwyciestwo. Komendant
przedsiewzial wiec ze spokojnem i pelen ufnosci wszystkie przygotowania
do obrony przed dalszym atakiem. Ale tym razem musial uzyc swojego
autorytetu, by zmusic mieszczan i zolnierzy do pozostania na posterunkach.
Wierzyli oni bowiem, ze niebezpieczenstwo minelo a zwyciestwo jest
ostateczne. I to zwyciestwo chcieli uczcic, jak to bylo w zwyczaju kazdego
wojownika. Ale ze teraz równiez Burmistrz zgodzil sie ze zdaniem Komendanta,
poddali sie troche rozczarowani, ale ochoczo jego poleceniom.



Strona: · 1 · 2 · 3 · 4 · 5 · 6 · 7 ·


Copyright © 2003 hanys_hans. All rights reserved.