Fragmynty kere sam pozbiyrom som przeniesione ze Gazety Wyborczyj i som wypisami ze starych cajtungo
22 stycznia 1892 r.
22 stycznia 1892 r. w Pyskowicach, wystraszone muzyką pogrzebową konie tak się rozbiegły, że stały się powodem kilku dalszych pogrzebów. Najpierw woźnica spadł z siedzenia i na skutek potłuczenia głowy wyzionął ducha. Konie, nie bacząc na to co zrobiły, wpadły w okno wystawowe pewnego składu i zdruzgotały do szczętu siedzącego opodal pisarczyka. Jeszcze bardziej przestraszone zwróciły się na ulicę i przejechały idącego mężczyznę przez pół. Zatrzymały się o żelazną latarnię gazową, zrzuciły nieboszczyka, który z trumną spadł na dwoje drobnych dzieci i pognały dalej. Spłoszone zwierzęta ujęto dopiero na rogatkach.
26 stycznia 1892 r.
26 stycznia 1892 r., z robót w Saksonii wracała do Łabęd dziewczyna imieniem Rozalka. A że był już wieczór i szła prze las, napadł ją jakiś nikczemnik. Zabrał 150 marek i wszystkie suknie, bo myślał, że są w nich zaszyte pieniądze. Boroczka w samej koszuli dotarła do pobliskiej chaty, gdzie się wyżaliła i poprosiła o nocleg. Jak już leżała na piecu, do izby zapukał rabuś. Uradził on z gospodynią, by dziewczynę zamordować i spalić w piecu do pieczenia chleba. Gdy niecili ogień, dziewczyna uciekła do sołtysa i to ją uratowało. Sołtys z zawezwaną pomocą rabusia pojmał i dobytek Rozalki odzyskał.