"Gdy w czasie trzydziestoletniej wojny Szwedzi oblegali miasto Gliwice, wtedy
przechodzac przez Nieborowice, spladrowali cala wies, rozgromili ludnosc i
domostwa ich spalili. W czasie pozaru Nieborowic, splonal równiez tamtejszy
kosciólek. Z plonacej wiezy oderwal sie dzwon koscielny a spadajac na dól
utkwil gleboko w ziemi. Rumowiska pozostale po pozarze pokryly miejsce,
gdzie stal kosciól, a co do dzwonu ludzie byli zdania, ze sie stopil w ogniu.
Po pewnym czasie zupelnie zapomniano o miejscu, gdzie stal nieborowicki kosciól" - dowiadujemy sie z kroniki przetlumaczonej na jezyk polski przez ks. Ernesta
Kieslinga. Legenda glosi dalej, ze po latach, córka ubogiego chlopa pasac
swinie wpadla do dziury, która wygrzebaly zwierzeta. Kopiac rekoma dalej
natrafila na sporykawal metalu. Gdy wrócila do domu opowiedziala wszystko
rodzicom i wtedy chlop przypomnial sobie jak dziadek wspominal, ze w tamtym
miejscu stal przed laty nieborowicki kosciól. Nazajutrz z dziury wydobyto
dzwon, a poniewaz mieszkancy Nieborowic byli ubodzy, nie mysleli o budowie
wlasnego kosciola, wiec dzwon postanowili wywiezc do Gliwic. Zaprzegli 6 koni,
zaladowali dzwon, ale konie nie chcialy ruszyc z miejsca. Dopatrujac sie w
tym widocznie jakiegos znaku zmienili plan i chcieli przekazac dzwon
wiosce Schönwald (dzisiejszy Bojków). Sytuacja sie jednak powtórzyla. Konie
co prawda ruszyly, ale utknely w mokradlach. Za rada pewnej ubogiej kobiety
dzwon miano w koncu przekazac oddalonej o 2 km Zernicy, gdzie akurat
wybudowano nowy kosciól.Podobno wówczas wóz bez problemu uciagnely dwa osly.